To nie był zwykly plan zdjęciowy, to był akt psychomagiczny.
Realizacja videoklipów należy do jednych z naszych ulubionych zajęć. Możemy spełniać wszelkie nasze "widzi mi się", eksperymenty są zawsze mile widziane, przenosimy się do snów, innych wymiarów, do podświadomości, przekształcamy, odkręcamy, prostujemy, rozświetlamy.
Istnieje tylko jeden warunek, muzycy muszą się zgodzić na nasze warunki.
Muszą poczuć, że chcą się znaleźć w naszej bajce.
Na szczęście zespół Nervy należy do bardzo odważnych. Ci panowie nie długo zastanawiali się po otrzymaniu scenariusza, chociaż scenariusz to za dużo powiedziane (zazwyczaj pracujemy bez scenariusza).
Po prostu przedstawiliśmy im PEWIEN POMYSŁ...
od dawna marzyliśmy, żeby zrealizować taki właśnie klip.
Zaprosiliśmy zespół do piwnic Muzeum Śląskiego w Katowicach, do niewielkiego pomieszczenia gdzie nikt nas nie słyszał, nie było okien. Mogliśmy poczuć się zupełnie swobodnie, mogliśmy grać bez ograniczeń, "dać czadu".
Słuchając utworu Euforia staraliśmy się poczuć te dźwięki, zatańczyć z instrumentami tak głęboko w sobie, żeby to one wygrzebały z nas obrazy i pomysły. Czuliśmy falę emocji, odrobinę szaleństwa, słyszeliśmy siłę kilku facetów na dęciakach, przeszywającą elektronikę, wzloty i upadki, zakręty, przyspieszenia, niby chaos, ale porwało nas to też do ruchu...ciekawe doświadczenie. Żaden klasyczny obraz, żadna realizacja statyczna na pewno nam tutaj nie pasowała.
Los chciał, że akurat byliśmy po lekturze Alehandro Jodorowskiego i jego aktach psychomagicznych. To właśnie jest to, to co nas zawsze interesowało, odczarowywanie, przekształcanie, spontaniczność, prawda o sobie samym, ruch, akcja, zmiana, wykorzystanie naturalnych zasobów i przekuwanie ich w moc. Videoklip to świetna okazja by to właśnie z muzykami przepracować.
To był ten moment, kiedy mogliśmy to zrobić, czuliśmy że zespół Nervy jest na to gotowy. Na to by zrobić coś, co przekroczy ich własne granice, wyobrażenia o swoim teledysku, o sobie samych, pozwoli im wyjść poza ich strefę komfortu.
Więc zamknęliśmy naszych dziewięciu Panów w frakach i garniturach z instrumentami na 6 godziny ciągłego grania w piwnicy (miało być dłużej, ale na to się nie zgodzili).
Mała przestrzeń, brak światła dziennego, czas leci inaczej, światło jarzeniówek, hałas, pot, nastroje, niewyspanie, garnitury i ciasne fraki, muszki, eleganckie buty i my z kamerą.
Staliśmy, obserwowaliśmy miny, gesty, stopniowo tańce, jest coraz cieplej, i coraz ciekawiej, nerwowo, nie ma zegarków, nie wiemy która jest godzina i ile do końca...dźwięki zaczynają lekko doskwierać, cierpliwość się kończy, ale poczucie humoru nie opuszcza.
Zespół miał za zadanie tylko grać, na dobre i na złe, mieli sobą przesiąknąć, znudzić, przybliżyć, zobaczyć się w takim świetle w takiej zamkniętej przestrzeni, poczuć się jeszcze bardziej, jeszcze bliżej, poczuć prawdziwą euforię...pozostawionych sami sobie dochodzą do krawędzi wytrzymania nerwowego.
Muzyka jest jedynym lekarstwem na ich Nervy.
Cały klip podzielony jest na dwie części: białą i czarną. W klipie wzięli udział wszyscy członkowie zespołu: Agim Dzeljilji electronics i bass, Igor Pudło sound manipulation, Jan Młynarski drums, Tomasz Kasiukiewicz trombones, Mateusz Feliński horns, Grzegorz Pastuszka tuba, Czesław Czopka horn, Marcin Wołowiec trombone, Robert Kamalski tenor sax, Tomasz Pruchnicki soprano sax. 9 mężczyzn, razem, bez możliwości wyjścia. To już brzmi jak dobry plan. Jedynie ich własna muzyka okazuje się być lekarstwem na ich Nervy. Gośćmi specjalnymi byli: The Sintetic, znany również jako Mistrz Pavarotti, Mila Porc, najdzielniejsza bo 4 letnia dziewczynka, która grała widmo konia, oraz Paweł grający siłacza.
Wszyscy doświadczyliśmy dzięki tej realizacji czegoś w rodzaju katharsis. Zwłaszcza, że pozostali uczestnicy byli obsypani mąką i pomalowani farbą. No, także było co po sesji czyścić.
Cel został osiągnięty. Muzyka Nervy okazała się dla nas ogromną inspiracją, uwolniła w nas coś, co od dawna chcieliśmy zrealizować. Nadało to nowy kierunek naszym twórczym działaniom z zespołami. Każdy następny klip już zawsze posiadał namiastkę takiego właśnie aktu psychomagicznego, przekraczania swoich możliwości, porzucania estetyki na rzecz prawdy o sobie.